Cyprus

Był marzec 2018 roku. Warszawa śmierdziała smogiem, szara zima bezlitośnie trzymała miasto w okowach mrozu, a wiosna nie spieszyła się ze swoim nadejściem. W tamtym momencie wyjazd na Cypr był najlepszą rzeczą, jaką mogliśmy zrobić. Wyspa okazała się tak wspaniała, że w przyszłym roku znowu się tam wybieramy.
Byliście kiedyś w Grecji? Cypryjczycy uraczą Was tak samo wspaniałym jedzeniem, niespiesznym podejściem do życia i uśmiechem co Grecy, ale wyspa znacznie różni się od kontynentu. Przede wszystkim ze względu na swoją kolonialną przeszłość w wielu aspektach jest bardzo brytyjska, co dla nas było idealną mieszanką kulturową (może pamiętacie jak Aleksander uwielbia ruch lewostronny ;)). Poza ruchem lewostronnym znajdziecie tutaj brytyjskie gniazdka elektryczne, dziesiątki brytyjskich produktów w sklepach i… dwie brytyjskie bazy wojskowe. Jeśli chodzi o produkty spożywcze to po powrocie ze Szkocji tęskniliśmy trochę za chipsami o smaku sosu vinegret i soli (tak… to taka nasza guilty pleasure :D) więc bardzo nas ucieszył ich widok na sklepowych półkach.
A jaki jest Cypr w skrócie? Piękny. Barwny, słoneczny, spokojny i pełen kotów. Ponoć na jednego mieszkańca przypada tutaj 2,5 kota i faktycznie można je spotkać na każdym kroku. Według podań historycznych zostały tu sprowadzone w IV w. p. n. e. w celu zwalczenia plagi węży. Dla nas taka kocia wyspa to był istny raj.
Zamieszkaliśmy w Pafos, mieście znanym ze swoich walorów archeologicznych. Znajdziecie tu starożytne nekropolie, bizantyjski zamek z XIII wieku, rozległy park archeologiczny, ruiny świątyń i wiekowe kościoły. Okolica obfituje też w klimatyczne kafejki, doskonałe restauracje i liczne plaże. Najsłynniejszą plażą jest chyba ta, przy której znajduje się skała Afrodyty – miejsce, w którym miała wyłonić się z morskiej piany grecka bogini miłości. Miejscowa tradycja głosi, że opłynięcie skały podczas pełni Księżyca przyniesie wieczne piękno i młodość. My nie próbowaliśmy więc nie możemy potwierdzić działania ;)









Naszym numerem jeden na Cyprze szybko został wąwóz Avakas. Czekała nas tam kilkukilometrowa wędrówka po dnie kanionu, gdzie przez większość trasy szliśmy po kamieniach zanurzonych do połowy w krystalicznie czystej wodzie. Bywały momenty, w których trzeba było pogłówkować nad obraniem najlepszej drogi. Czasami musieliśmy przedzierać się przez krzewy i pnącza, a czasami skakać na spore odległości żeby nie wylądować w wodzie. Temu wszystkiemu towarzyszyły przelatujące nad nami liczne ptaki, wędrujące po skalnych urwiskach dzikie kozice i zaledwie garstka turystów napotkana po drodze. Czuliśmy się jak w serii gier przygodowych Uncharted (coś w tym jest, że do tak wielu miejsc dopasowujemy lokacje z ulubionych gier; może to tak właśnie ma działać, a może po prostu jesteśmy nerdami ;)) i sprawiało nam to ogromną radość. W ogóle nie chcieliśmy stamtąd wracać.
 





 
Niedaleko wąwozu Avakas znajdziecie plażę Lara Beach, miejsce znane z możliwości obserwacji żółwi morskich. Poza żółwim sezonem lęgowym plaża ta jest uznawana za jedną z najdzikszych na wyspie. No i widoki z pobliskich wzniesień są wspaniałe.




Będąc na Cyprze warto zgubić się w uliczkach małych, górskich miasteczek. Dotknąć rozgrzanych od słońca starych murów, usiąść w jednej z lokalnych pustych knajpek i zobaczyć, jak leniwie toczy się tutaj codziennie życie.
 


 





Miejscem, z którym trochę nam „nie wyszło” był półwysep Akamas i Blue Lagoon. Sądziliśmy, że bez większych problemów dotrzemy tam na piechotę, rzeczywistość jednak okazała się diametralnie inna. Po kilku kilometrach trekkingu (który ani trochę nie przybliżył nas do celu) zawróciliśmy, ale widoki nawet na tak krótkim fragmencie były wspaniałe. Wiemy już przynajmniej, że następnym razem po prostu wynajmiemy terenówkę albo wsiądziemy na statek. 






Cyprem nie zawiodą się też miłośnicy gór. Pasmo górskie Troodos zachwyca krajobrazami i ma naprawdę dużo do zaoferowania. Wyspa obfituje w wiele tras spacerowych i szlaków, zarówno prostych i lekkich jak i tych bardziej wymagających. Najwyższy punkt stanowi tu góra Olimbos (1952 m n.p.m.), a przy krętych górskich drogach można trafić na dziesiątki bizantyjskich kościołów i klasztorów. Cypryjska przyroda jest dość bogata jak na tutejszy klimat; wśród gęstych lasów możecie spotkać wiele gatunków ptaków i drobnych ssaków (akurat uparcie trafialiśmy tylko na koty, ale jakoś nas to nie dziwiło ;)). Na wyspie znajduje się też kilka wodospadów – my w ciemno wybraliśmy wodospad o wdzięcznej nazwie Millomeris, który okazał się strzałem w dziesiątkę. 


 




Czy coś nam się nie podobało? Tylko jedno miejsce: stolica. Być może nie wszyscy z was wiedzą, że Cypr północny jest w zasadzie okupowany przez Turcję. Na arenie międzynarodowej jest on postrzegany jako quasi-państwo, jedynie Turcy uznają jego niepodległość. Można tam podróżować, choć jest to trochę bardziej skomplikowane – zazwyczaj trzeba wykupić specjalne ubezpieczenie, a wieloma samochodami wypożyczonymi po greckiej stronie wyspy wręcz nie można przekroczyć granicy. Inna sprawa, że Grecy cypryjscy sami z siebie to najczęściej odradzają. Nie planowaliśmy się tam wybierać samochodem, ale pojechaliśmy do Nikozji mając w planach przejście na turecką stronę na krótki spacer (jest to dość popularne wśród turystów, przy przejściu granicznym trzeba jedynie okazać dokument tożsamości). I to był jedyny zupełnie nietrafiony kierunek podczas całego naszego wyjazdu. Nikozja nawet po greckiej stronie straszyła brudem, opuszczonymi budynkami i podejrzanymi typami na ulicach. Przez godzinę błąkaliśmy się po mieście (zabawna sprawa – Google Maps nie potrafiło prawidłowo skierować nas do przejścia granicznego na turecką stronę miasta) i szybko zrozumieliśmy, że nie chcemy tu być. Joanna czuła się wystarczająco niekomfortowo po kilku kwadransach bardzo natarczywej i niemiłej obserwacji ze strony napotykanych mężczyzn (nie byli to Grecy), więc nawet nie chcieliśmy się przekonywać, jak będzie po drugiej stronie. Zawinęliśmy się do samochodu i uciekliśmy ze stolicy Cypru z niezachwianą pewnością, że nigdy już tam nie wrócimy. Bo i nie ma do czego.
WizzAir oferuje połączenia do Larnaki w bardzo dogodnych godzinach więc zwiedzanie miasta i leżącego nieopodal przylądka Cape Greco zostawiliśmy sobie na ostatni dzień.



Larnaka słynie ze swojego słonego jeziora, nad którym spotkać można stada flamingów, nam jednak się nie poszczęściło i różowonogie ptaki były za daleko żeby zrobić im zdjęcie. Spotkaliśmy za to kolejnego kota, zobaczyliśmy słynny meczet Hala Sultan Tekke i zjedliśmy wspaniałą kolację pożegnalną. W ogóle jedzenie na Cyprze to poezja, zwłaszcza takie rarytasy jak grillowany ser halloumi czy słynne greckie meze, musaka i inne przysmaki z kontynentu. To jedna z rzeczy, które pokochaliśmy na tej wyspie najbardziej.




Z Cypru wracaliśmy zrelaksowani, naładowani słońcem i wypoczęci jak nigdy dotąd. To pierwsze tak odległe miejsce, do którego tak szybko zdecydowaliśmy się wrócić (a to oznacza, że za jakiś czas możecie spodziewać się kolejnego wpisu). W końcu wiele jeszcze zostało do odkrycia :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Scotland