Iceland, part II

Przez kilka pierwszych dni islandzka pustka oszałamia i odrobinę przytłacza. Potem zaczyna się ją rozumieć, doceniać i szanować. A potem się za nią tęskni. Czwartego dnia wciąż czuliśmy się tu jak na innej planecie, a Islandia dopiero miała pokazać nam swoje prawdziwe oblicze. Lodowiec Vatnajökull i powstające z jego topniejących wód jezioro Jökulsárlón to miejsca nie z tej ziemi. Swego rodzaju smutnej wyjątkowości nadaje im fakt, że ze względu na nieubłaganie topniejącą czapę lodową już nigdy nie będą wyglądały tak samo, jak w danym momencie. Przy odrobinie szczęścia można wypatrzyć tu foki pływające niespiesznie pomiędzy licznymi bryłami lodu w odcieniach błękitu, bieli i szarości. Ta nieruchoma, lśniąca i ciemna tafla wody przyciąga wzrok w trudny do opisania sposób, podobnie jak olbrzymi lodowiec, którego nie jest się w stanie objąć wzrokiem. Dodatkowej magii temu miejscu dodaje absolutna cisza przerywana od czasu do czasu jedynie cichym pluskiem wody albo krakaniem kruków. Byliśm...